niedziela, 22 czerwca 2014

"Kiedy Droga cię woła, to jest już koniec stabilizacji...

... Nie możesz spać ani pracować spokojnie, nie cieszy cię to 'nic', które wydawało ci się dotąd 'wszystkim'. Nie zaznasz spokoju, dopóki nie powiesz: 'Tak, wyruszam'. "

Wiesz, znalazłem ten cytat w jednej z pozycji o Santiago i zastanawiałem się nad tym, kiedy zaczyna się ta Pielgrzymka tak naprawdę. Nabieram coraz mocniejszego przekonania, że ona już trwa, i tak samo jak start z Aviles (tak, to jest mój punkt zero na Camino del Norte) będzie jedynie jednym z etapów Drogi, tak samo czuję, że Fisterra nie będzie końcem, a wręcz przeciwnie. 

Znając moje podejście do spraw związanych z samym sobą, pewnie jeszcze długo bym się nie wybrał zobaczyć co się dzieje z moją stopą. Długo odkładałbym papierosy, nie mówiąc nic nawet o bardziej aktywnym spędzaniu czasu. Zostało kilka tygodni, a kilka spraw muszę pozałatwiać. Dlatego właśnie myślę, że ta wyprawa już trwa, bo Camino zaczyna się w sercu i głowie.

Zapewne się nie zdziwisz tym, że od kilku osób usłyszałem pytanie - "Co musiałoby się stać, byś nie szedł?" Nie wiem nawet jak mam na to pytanie odpowiadać, chyba po prostu się nie da. "Czy ta wyprawa jest na pewno dla osób mających rodzinę?", "czy to nie jest być może egoizm?", "po co samemu?" etc. Każdy powinien dojrzeć do własnego Camino, ja nie znam słów by czytelnie i zrozumiale to przedstawić.  

Napisałeś, że obudziłem tęsknotę za jakąś wspólną podróżą. Odczuwam to samo i wiem, że kiedyś wrócimy na wspólną Drogę. Zresztą, Camino del Norte to jeden z kilku wariantów, jak doskonale wiesz. Może odwiedzimy kiedyś Rolanda w wąwozie Roncesvalles, idąc Camino Frances. Kto wie, gdzie nas Droga zaprowadzi....

Foto: http://carrerasdemontana.com/2010/10/04/resultados-y-fotos-roncesvalles-zubiri-2-010/ 



piątek, 20 czerwca 2014

Wędrować samemu nie znaczy samotnie!

Myślałem wieczorem o naszej ostatniej rozmowie. Tak, tej telefonicznej sprzed kilku dni. Widzisz, tak dziwnie się składa, że przez te ostatnie 20 lat, spotykamy się w momentach które przypominają rozwidlenia dróg lub wąskie przejścia nad urwiskiem. Pamiętam jak dyskutowaliśmy na temat Wędrówki i tego, że w sumie i tak zmierzamy na ten sam szczyt, ale każdy z nas idzie własną ścieżką, na której to mamy łatwe odcinki ale i sporo ryzykownych miejsc pojawiających się nie wiadomo skąd. Właśnie wtedy zazwyczaj albo nasze drogi się krzyżują, albo widzę Ciebie na tyle blisko, że możemy zamienić kilka słów. W tej Wędrówce jest pełno pułapek. Czasami mam serdecznie dość i szukam drogi na skróty, czasami podchodzę małe wzniesienie i staję jak oczarowny odbierając całym sobą obraz jaki dostaję w nagrodę. Coś jak poranny widok na Annapurnę z Twoich zdjęć. Wtedy mam ochotę przyspieszyć kroku i wpatrzony w piękno gnam na złamanie karku nie widząc, że stoję nad uskokiem. To jest taki moment, kiedy pojawiasz się i krzyczysz po drugiej stronie - uważaj na przepaść. Całymi dniami albo i tygodniami wędruję samemu, ale w krytycznych momentach doświadczam tego, że samemu nie oznacza samotnie. Wiesz, czasami pewne widoki na tej Wędrówce są tak niespodziewanie piękne i niebezpieczne zarazem, że zaczynasz tracić rozum. Pojawiają się one w momentach których absolutnie się nie spodziewasz, że tylko mały, maleńki krok wystarczy by spaść w przepaść. Trzeba wtedy się zebrać i iść ostrożnie swoją ścieżką dalej i dalej. Tak trudno wtedy rezygnować z tego co wydaje się na wyciągnięcie ręki a jest zgubne i niebezpieczne. 
Przygotowanie do Camino trwają - na razie dość niemrawo, powoli, zbieram wszystko w jedną całość. Nie chcę zbytnio planować, bo nie chcę się ograniczać. Dałem sobie kilka dni więcej na przejście niż wypadałoby. Nie chciałbym pędzić tylko dlatego, że jutro powinienem być w innym miejscu. Nie, jeżeli będę czuł taką potrzebę to zostanę w danym miejscu dłużej. Gdzie? Nie wiem, przyjdzie samo. Boję się jedynie o moją prawą stopę - chciałbym w tym tygodniu iść na prześwietlenie. Jestem sam ciekaw, na ile lekarz powie mi że nie powinienem iść. Wolałbym by Camino było walką w umyśle, niż walką z fizycznością, ale nie mam na to wpływu - będzie co będzie. 
Myślę  o tym, co Ci powiedziałem o przeczuciach dotyczących Camino. Coś się albo zakończy, albo otworzy. Nie wiem czy to udźwignę, ale muszę spróbować bez względu na ryzyko. Może to coś, pojawi się już podczas wędrówki, może za miesiąc, rok albo za wiele lat. 
Ostatnio poszedłem na spacer scieżką, którą pokonywałem setki razy. Myślałem o Camino, czy może jednak nie przełożyć tego wszystkiego, nie uporządkować spraw ze stopą, poczekać jeszcze kilka miesięcy.  Nagle na drzewie zobaczyłem 2 świeże znaki, ledwie kilkaset metrów od mojego domu...
Camino wzywa i robi to w taki sposób, że nie próbuję tego nawet analizować. 
Wiesz, łatwiej się idzie, gdy masz poczucie, że nie idziesz samotnie. Samemu mogę iść, ale samotnie nie.  



środa, 11 czerwca 2014

El camino es la vida...

Pytasz, czy decyzja zapadła? Jeżeli zdrowie pozwoli to pójdę. Samemu? Przecież wiesz, rozmawialiśmy o tym. Tej drogi nie idzie się inaczej.
Zaczynam nowy rozdział. Nie wiem tylko, czy wędrówka do Santiago de Compostella będzie początkiem czegoś nowego, czy bardziej końcem czegoś, co znam. Tak, pamiętam. Camino zmienia, nie wiadomo jedynie czy na lepsze czy gorsze.
Wiem natomiast, że muszę tam iść. Sam ze sobą. Ze swoimi demonami i blokadami. Ekscytuje mnie to i niepokoi. 
Pytasz czy dostałem paszport pielgrzyma? Tak, dziękuję, dostałem. Jest pusty, ale zarazem pełen obietnic. Łatwo Ci mówić - nie bój się. Zanim dojdę do Fisterry, upłynie blisko 2 tygodnie i przeszło 250 kilometów. 250 000 kroków, tysiące widoków Camino del Norte, miliony myśli do uczesania. Prosiłem byś pojechał ze mną, bo wiem jak będzie to dla mnie trudne. Pamiętam Twoje słowa - "Mogę jechać z Tobą na koniec Świata, ale to jest Twoje Camino". Ufam Ci zatem.

Fot. Autor nieznany