Wiesz, tyle chciałbym Ci znowu opowiedzieć. Nie odzywałem się, bo i czas był ciężki i droga wymagała skupienia, a łatwa niestety nie jest. Ale dzisiaj jest dla mnie ważny dzień, jeden z tych kluczowych w życiu. W całym rozłożonym mechanizmie jakim jestem, skręciłem większość śrubek. Zostały trzy....
Przyjacielu, myślałem ostatnio o rzeczach, które chciałbym wziać ze sobą na Camino. Z tysiąca, które pojawiły się w głowie, zostało zaledwie kilka. Aparat - który przez pryzmat fotografii znaczy dla mnie wiele, kij - bym mógł się wesprzeć w chwili zwątpienia, kilka kamieni owiniętych życzeniami od kilku osób i.... krzyż. Dostałem kiedyś od Rodzicielki piękny, drewniany różaniec. Parę dni temu, ściągnąłem go z kominka i modliłem się prosząc o łaskę bym nie zbłądził, bym miał janość umysłu i siłę. Ten krzyż, tak dzisiaj niepopularny, albo z drugiej strony wykorzystywany do jakże płytkich celów, znaczy dla mnie chyba najwięcej. Ileż razy padałem pod jego ciężarem ? Sam nie wiem. Ale pamiętam, że na swojej drodze nie raz pomogłeś mi wstać i niosłeś ten krzyż ze mną. Wiesz kiedy, prawda? Gdy miałem 18 lat i musiałem szybko dojrzeć. Gdy miałem 20 lat i musiałem stać się głową Rodziny. Jak wtedy nienawidziłem tego ciężaru, tego przytłaczającego odczucia beznadziei. Rozwiązanie było przecież na wyciągnięcie ręki: wystarczyło odrzucić krzyż, ciężar, zasady i wybrać proste rozwiązania...
Chcę wziąć ten różaniec ze sobą. Schować go na piersi. Krzyżem nie trzeba się obnosić by czuć jego siłę i ciężar zarazem. Bo krzyż to nie tylko te dwie wspomniane cechy - cierpienie i ciężar. To także dla mnie nadzieja, że za krzyżem rodzi się szansa na coś cenniejszego, wiara że warto mieć zasady i coś jeszcze... Nia ma dla mnie bliższego i obdarzonego taką nadzieją znaku niż właśnie ten symbol. Może idzie się ciężej, może nie jest to najprostsze, ale jest symbolem wiary, że może być coś o wiele bardziej wartościowe i jedyne w swoim rodzaju. Czasami coś trzeba poświęcić, by otrzymać coś prawdziwie czystego w zamian.
Będę niósł ten różaniec do Finisterry i będzie to jedyna rzecz, jaką tam pozostawię, oczywiście oprócz kamieni jakie położę przy krzyżu. Jako symbol mojej wiary w to, że nie dostaje się krzyża cięższego niż można unieść. Bo gdy samemu jest ciężko, zawsze pojawi się Ktoś, kto pomoże go nieść na tej trudnej Drodze Życia. Krzyż dla mnie, to także symbol prawdy i zaufania. Bo życia Przyjacielu, jak wiesz, życia się nie wybiera - życie się przeżywa. Miałem kiedyś dużo żalu, że poznałem jego cierpki i gorzki smak. Ale życie nie jest ani dobre, ani złe. To nasze wybory mogą takie być. Bez prawdy i w fałszu nie da się poznać wszystkich jego smaków. Nawet gdy wszystko ciąży, a może przede wszystkim wtedy, warto podnieść się, zaufać i iść. Bo znak krzyża, to znak nadziei, wiary...
Ostatnią śrubkę dokręcę właśnie na Fin del Mundo. Obym dał radę.
Buen Camino!