środa, 2 lipca 2014

„Jam jest droga, prawda i życie” (J 14,6)", dlaczego warto nieść krzyż na swojej drodze?

Wiesz, tyle chciałbym Ci znowu opowiedzieć. Nie odzywałem się, bo i czas był ciężki i droga wymagała skupienia, a łatwa niestety nie jest. Ale dzisiaj jest dla mnie ważny dzień, jeden z tych kluczowych w życiu. W całym rozłożonym mechanizmie jakim jestem, skręciłem większość śrubek. Zostały trzy.... 

Przyjacielu, myślałem ostatnio o rzeczach, które chciałbym wziać ze sobą na Camino. Z tysiąca, które pojawiły się w głowie, zostało zaledwie kilka. Aparat - który przez pryzmat fotografii znaczy dla mnie wiele, kij - bym mógł się wesprzeć w chwili zwątpienia, kilka kamieni owiniętych życzeniami od kilku osób i.... krzyż. Dostałem kiedyś od Rodzicielki piękny, drewniany różaniec. Parę dni temu, ściągnąłem go z kominka i modliłem się prosząc o łaskę bym nie zbłądził, bym miał janość umysłu i siłę. Ten krzyż, tak dzisiaj niepopularny, albo z drugiej strony wykorzystywany do jakże płytkich celów, znaczy dla mnie chyba najwięcej. Ileż razy padałem pod jego ciężarem ? Sam nie wiem. Ale pamiętam, że na swojej drodze nie raz pomogłeś mi wstać i niosłeś ten krzyż ze mną. Wiesz kiedy, prawda? Gdy miałem 18 lat i musiałem szybko dojrzeć. Gdy miałem 20 lat i musiałem stać się głową Rodziny. Jak wtedy nienawidziłem tego ciężaru, tego przytłaczającego odczucia beznadziei. Rozwiązanie było przecież na wyciągnięcie ręki: wystarczyło odrzucić krzyż, ciężar, zasady i wybrać proste rozwiązania... 

Chcę wziąć ten różaniec ze sobą. Schować go na piersi. Krzyżem nie trzeba się obnosić by czuć jego siłę i ciężar zarazem. Bo krzyż to nie tylko te dwie wspomniane cechy - cierpienie i ciężar. To także dla mnie nadzieja, że za krzyżem rodzi się szansa na coś cenniejszego, wiara że warto mieć zasady i coś jeszcze... Nia ma dla mnie bliższego i obdarzonego taką nadzieją znaku niż właśnie ten symbol. Może idzie się ciężej, może nie jest to najprostsze, ale jest symbolem wiary, że może być coś o wiele bardziej wartościowe i jedyne w swoim rodzaju. Czasami coś trzeba poświęcić, by otrzymać coś prawdziwie czystego w zamian.

Będę niósł ten różaniec do Finisterry i będzie to jedyna rzecz, jaką tam pozostawię, oczywiście oprócz kamieni jakie położę przy krzyżu. Jako symbol mojej wiary w to, że nie dostaje się krzyża cięższego niż można unieść. Bo gdy samemu jest ciężko, zawsze pojawi się Ktoś, kto pomoże go nieść na tej trudnej Drodze Życia. Krzyż dla mnie, to także symbol prawdy i zaufania. Bo życia Przyjacielu, jak wiesz, życia się nie wybiera - życie się przeżywa. Miałem kiedyś dużo żalu, że poznałem jego cierpki i gorzki smak. Ale życie nie jest ani dobre, ani złe. To nasze wybory mogą takie być. Bez prawdy i w fałszu nie da się poznać wszystkich jego smaków. Nawet gdy wszystko ciąży, a może przede wszystkim wtedy, warto podnieść się, zaufać i iść. Bo znak krzyża, to znak nadziei, wiary...

Ostatnią śrubkę dokręcę właśnie na Fin del Mundo. Obym dał radę. 

 Buen Camino!



1 komentarz:

  1. Wracając z rocznej wyprawy z Azji, jedną z pierwszych rzeczy, które zrobiłem po powrocie, było odszukanie własnego różańca z Pierwszej Komunii Św. Obiecałem sobie, że już nigdy nie pozwolę na to, by choć symbolicznie nie wiedzieć, że jest zawsze pod ręką. Dyskutowaliśmy ostatnio dużo o różnych religiach, drogach, symbolach. Z przeróżnych świątyń i ze zderzeń z różnymi barwnymi ludźmi przywiozłem atrybuty wszystkich napotkanych w drodze religii. Chusty sikhijskie, czapka muzułmańska, buddyjskie korale modlitewne, Jagannath z rodziną, bóstwa hinduistyczne..., wszystkie również znalazły miejsce w moim domu. Atrybutów jest wiele, choć wszystkie mają podobną symbolikę.

    Zatem Krzyż. Bardzo trafnie i precyzyjnie opowiedziałeś jego symbolikę. Każdy z nas go dostaje i radzi sobie z nim lepiej, gorzej, lub go odrzuca. Chyba nie do końca się zgodzę, że czasem się nie dostaje Krzyża cięższego niż można unieść. Wiele osób odsuwa go od siebie, odrzuca, nie chcąc, bądź nie będąc w stanie go dźwigać. To też jest rodzaj drogi i przeznaczenia. Również wielu upada pod jego ciężarem i już nie wstaje. I jest też grono, które po cichu i w pokorze niesie go zachowując skargi dla siebie. To ci, którzy wybrali drogę ciężką, niełatwą i wymagającą poświęceń. Drogę pełną wartości i nadziei choć z niepewną nagrodą na końcu.

    Wiele razy zastanawiałem się, dlaczego dostajemy Krzyż w tak nieproporcjonalny sposób. Jedni idą przez życie prawie go nie zauważając, a inni nisko pochyleni. Nie byłem sobie na to pytanie w stanie odpowiedzieć widząc, jak los Cie doświadcza. Nie potrafiłem nic na tą niesprawiedliwość poradzić. Mogłem jedynie być gdzieś obok, choć i tak wciąż mi się wydaje, że to za mało, że powinienem mógł był coś więcej. Nie wiem co, nie wiem jak. W takich sytuacjach nigdy nie wiem co mógłbym zrobić więcej...

    Dziś jesteś często w moich opowieściach. Często dyskutuję z ludźmi narzekającymi na ich los, na ciężar jaki przyszło im znosić. Choć często nie robią oni nic by coś zmienić. Stoją z założonymi rękami i czekają aż los się odmieni. Ty od razu ruszyłeś z miejsca i idąc tą trudną drogą doszedłeś do dzisiejszego punktu. Rozpiera mnie duma mogąc podziwiać dziś to Twoje dzieło – Twoje Życie. Nigdy nie było Ci lekko, ale nigdy się nie zatrzymałeś i nie poddałeś. Wiele Cię to kosztowało i nadal płacisz za to cenę zmagając się z dawnymi demonami. Cieszę się się, że przyszedł ten czas, by stoczyć z nimi ostateczną walkę. Czuję się wyróżniony móc stać dziś obok.

    p.

    OdpowiedzUsuń